Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

nych, wielkich, lśniących włosów, wzbił się cichy okrzyk:
— Ach! Ach!
Potem, w przywróconej pokojowi ciszy głębokiej, powiało westchnienie długie, zakończone czkawką tylko jedną, głośną. Kazia rzuciła się na siostrę.
Tymczasem lampa, na której dnie było już trochę tylko nafty, zaczęła przygasać. W mdlejącem jej świetle oczy Klementyny patrzały na pokój z pod niedomkniętych powiek, szkliste i nieruchome. Były dziwnie podobne do dwu zapotniałych szkiełek, których powierzchnia trochę błyszczy, lecz przez które nic nie widać.
Kazia głośno klasnęła rękoma, krzyknęła i wnet z przerażeniem w oczach, obu rękoma przycisnęła sobie usta. Ale krzyk zgrozy już z nich wyszedł. Jednocześnie drzwi od kuchenki cicho się otwierały.
— Mama! Mama! Mama! Co tu robić? — zaszeptała Kazia i nieprzytomnie okręciła się raz dokoła siebie.
Lecz trwało to tylko sekundę. Śpiesznie weszła do kuchni, drzwi za sobą zamykając.
W grubej ciemności napełniającej kuchnię dwa głosy zaszeptały:
— Czy to Kazia?
— Ja, Mamo!