Nie wiadomo, jakim sposobem psotny Chochlik wlecieć tu zdołał, ale to pewna, że znalazł się w miejscu zupełnie dla siebie niestosownem i budzić zaczął w głowach sędziów, tak urzędowych, jak przysięgłych, myśli, wcale dla ich powagi i czynności, którą spełniali, niestosownie. Był to ten sam Chochlik-Psotnik, za którego sprawką królowa wieszczek zapłonęła była miłością dla osła, który odbiera moc najwyborniej sporządzonemu piwu, najwyborniejszej śmietanie przeszkadza zbijać się w masło, najprzezorniejszych wędrowców na błędne drogi wprowadza i co moment w najrozmaitszych młynach ludzkich wszystko do góry nogami przewraca. Skąd przyleciał? Podobno z gwiazdy, którą przez okno sali widać było świecącą wysoko i daleko. Podobała mu się sprzeczność, zachodząca pomiędzy przeczystą, cichą gwiazdą, a tłumną, duszną, salą sądową; powiedział sobie: «zobaczymy, jaki to młyn!» i wleciał. Którędy? Trudno zgadnąć. Może przez malutką szparkę w oknie, bo sam był malutką istotką ze złotawej
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.