Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

za długim stołem i grubemi księgami, pobłyskują na ubraniach złote hafty; naprzeciw długiego stołu i złotych haftów, nad rzędami ławek, mozaika rozgrzanych twarzy, migocąca rojem rozpalonych oczu. Surowość ze wspaniałością, niepokój wśród niewzruszoności, pojedyncze głosy, rozlegające się w głębokiej ciszy, coś z uroczystości pogrzebowej i grozy narady lekarskiej, w której waży się życie ludzkie: takiem było to miejsce.
A ludzie? Jak tylko być może najpoważniejsi i najszanowniejsi. Rzadko się nawet zdarza, aby skład sądu przysięgłych tak pewnych rękojmi dostarczał interesowi obwinionego, zarówno jak społeczeństwa. Traf tem rządzi, a jednak wyglądali, jakby umyślnie dobrani.
Pod gładką ścianą dwunastu ich zasiadło ciężką, dwupiętrową ławę. Piętro niższe, jak zwykle bywa, napełniały wyższe stany społeczne. Pierwszy z brzegu, przed godziną do godności przewodniczącego przysięgłym wyniesiony, siedział jurysta, którego wszyscy w tem mieście mecenasem nazywali. Tytuł całkowicie mu należny i wybornie przystający do poważnej i poważanej jego osoby. Prawie zupełnie siwe włosy i siwa obfita broda otaczały twarz czerstwą, acz niemłodą, bystrem, błyszczącem okiem rozjaśnioną, przyozdobioną wyrazem rozumu i dobroci. Biegły znawca prawa, wyborny mówca, niedawno jeszcze stawał on w tem