Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

miejscu, przed tym długim stołem, jako obrońca pokrzywdzonych lub zagrożonych; od pewnego przecież czasu stawać przestał i, spokojnie używając skromnej fortuny, znaczną jej część i samego siebie oddawał na usługi bliźnim i społeczeństwu. Pyszny przewodniczący naradom przysięgłych! Poważniejszego, zacniejszego, z pewniejszym sądem i sumieniem wymyślić-by nawet nie podobna.
Obok jurysty siedział medyk, konsyliarzem powszechnie zwany. Twarz miał mniej czerstwą niż tamten (bardzo męczącym jest zawód lekarski), lecz równie rozumną i smutniejszą. Może nieustanny widok cierpień ludzkich położył mu na ustach wyraz dwu nierozłącznych uczuć: dobroci i smutku; może też od trudów książkowych osłabł mu wzrok, bo na oczach miał okulary w złotej oprawie, których szkła, światło gazu odbijając, błyszczały dwiema złotemi iskrami.
Trzecim z rzędu był dymisyonowany urzędnik, dość wysokiego stopnia, radca z dyplomatyczną twarzą i kilku błyskotkami u surduta, zapiętego aż po brodę, przyozdobioną wązkim szlaczkiem szpakowatego zarostu; czwartym — obywatel miasta, posiadacz dwu wielkich kamienic, mniej od mecenasa i konsyliarza z cnót altruistycznych, więcej za to ze skrzętnej i zapobiegliwej praktyczności słynny. O ile radca był ściśle zapiętym, o tyle surdut obywatela szeroko się rozwierał i ukazywał