olśniewająco biały przód koszuli, co grubej jego tuszy nadawało wygląd otyłości.
Dwaj ostatni należeli do stanów cieszących się u ogółu najżywszą może sympatyą.
Byli nimi: posiadacz większej własności wiejskiej, ziemianin o białem czole, płowych włosach, miękkiem wejrzeniu i czarnowłosy, ognistooki artysta-malarz, nie geniusz zapewne, ale talent wybitny i dość już sławny, a przez to rodzinnego swojego miasta pieszczota i chluba. Wszyscy w wieku dla spraw ważnych najstosowniejszym; żadnego młodzika, ani też starca. Cywilizacya kompletna: nauka, sztuka, majątki ruchome i nieruchome, cnoty publiczne i prywatne. Takich było sześciu. Za nimi jeszcze dwóch, acz nie tyle, nie mniej do pewnego stopnia cywilizowanych. Drobni mieszczanie: ciemnoskóry, wąsaty, pełen fantazyi szewc i barczysty, czerwonymi policzkami i czerwoną kokardą krawata pod brodą jaśniejący piekarz. Dalej nic już osobliwszego: cztery baranie kożuchy i tyleż kudłatych czupryn — chłopi. Ku tym ostatnim Chochlik ani zerknął.
Jakże pomyślnym był traf, który tak wybornie dobrał sędziów tak ważnej sprawy; nietylko ważnej, ale, ze względu na młodociany wiek sprawcy i okropne następstwa jego czynu, wprost przerażającej!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.