Ośmnastoletnie dziecko w jednej z najuboższych dzielnic miasta podpaliło dom chlebodawcy swego, a w pożodze, przez to powstałej, spłonęło kilkanaście domów innych. To też, gdy dwaj uzbrojeni żołnierze do ławy obwinionych wprowadzili tego chudego smyka w więziennej siermiędze, sędziowie cali przemienili się w badawczy wzrok. Znaczna przestrzeń, na której grono lamp, od sufitu spływające, świetlistą smugę krzesało w wywoskowanej posadzce, dzieliła ich od ławy obwinionych — nie mniej wybornie przyjrzeć się oni mogli smykowi w więziennej siermiędze.
Wybujał on w wysokość, z wielką dla szerokości szkodą: żadnego uwydatnienia ramion i bioder, wprost wysoka i cienka tyka. Twarz długa, koścista, cerą owsiankę przypominająca, z dwu stron ostrego nosa małe oczy, prawie nieprzytomne, czasem ostro pobłyskujące, na podługowatej czaszce — rzadkie, jasne włosy. Ust prawie nie widać: tak je zacisnął i wtedy dopiero, gdy na zadawane mu pytania odpowiadać zaczyna, spostrzedz można, że, tak jak twarz, mają one barwę owsianki. Teraz sędziowie zmienili się cali w uważny słuch; przewodniczący (tamten w złotych haftach) zapytuje smyka o nazwisko. Odpowiedzi prawie nie słychać i mniejsza o to!
— Czy ze ślubnych rodziców urodzony? — I teraz odpowiedź jest tak cichą i niewyraźną, że
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/054
Ta strona została uwierzytelniona.