Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

daniu przysięgłych zatopiony, samego siebie zapytuje: «Na którego tu najpierw spaść?!»
Sekretarz czyta ustęp relacyi, opisujący przyznanie się do winy młodego zbrodniarza. Zapytany: czy tyś to zrobił? — z bezczelnością skończonego łotra odpowiedział: ja!
— Dlaczegoś to zrobił?
— Bo mi psie życie obrzydło!...
— Chlebodawcę swego zgubiłeś!
— Niech jego dyabli wezmą!
Wszystko to (opowiada relacya) mówił on z dziką złością i nienawiścią, z bezwstydem, pozwalającym przypuszczać absolutnie nierozróżnianie zła i dobra.
Tu mecenas pochylił się ku siedzącemu obok towarzyszowi i szepnął (sędziom przysięgłym rozmawiać z sobą wolno):
— Czy nie pyromania, konsyliarzu?
Złote iskry w okularach drgnęły.
— Wątpię. Pyromani nie powodują się gniewem i nienawiścią.
— W takim razie — szepnął jeszcze jurysta — mamy przed sobą, jak się zdaje, jednego z najstraszniej zepsutych wyrzutków społeczeństwa.
W tej właśnie chwili Chochlik z pod sufitu frunął i, jak ptak na gałęzi, zawiesił się na samym czubku, stojącego nad czołem jurysty pasma siwych