prawo wszech miejsc i czasów, pierwszą przyczynę rodu ludzkiego, który spisuje kodeksy. Wydaje mu się, że mógłby w tej chwili pokochać tak, jak nigdy jeszcze nie kochał; zaczyna szeptać strofy poematów bardzo dawno temu w pamięci osadzone, gdy nagle, o nieba! spostrzega wysuwającą się z gąstwiny sitowia rusałkę. Miała ona szerokie bary i twarz rumianą wiejskiej dziewoi, kwiat kaliny za uchem zatknięty, szerokiemi stopami po szerokich kaczeńcach stąpała, a w rękach niosła zwój mokrych płócien i — pralnik. Jakkolwiek nie wszystkie szczegóły jej powierzchowności odpowiadały ściśle rysopisom bogiń i półbogiń, on ją wziął za rusałkę i wystarczyło mu kilka minut do zawiązania z nią znajomości. Znajomość stała się blizką, pozostała przecież tak daleką, że o nazwisku jej nigdy nie wiedział. Imię znał podówczas, ale teraz, gdyby go poćwiertowano, nie przypomniałby go sobie za nic. Co do położenia społecznego, o tem pamiętał, że było ono najmniejszem, jakie tylko na świecie być może. Spotykał ją przez dni kilka, dopóki był na wsi, zawsze wśród kalin, szczygłów, pomiędzy dwoma błękitami — nieba i wody. «Nie jam był winien, lecz lilia winna!»
Wsłuchany w toczącą się sprawę, medyk, usłyszał nagle przy samem uchu wyszeptane zapytanie:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.