— Konsyliarzu, czy nie możesz przypomnieć sobie, przed ilu mniej więcej laty bawiliśmy razem u mego brata na wsi?
Bardzo zdziwiony, medyk, przez grzeczność i dobroć odpowiedział:
— Owszem, przed ośmnastu, może dziewiętnastu...
— Do dyabła! — szepnął jurysta i pogodne jego oczy napełniły się wyrazem przerażenia.
Z zawstydzeniem także spostrzegł, że bezpowrotnie zgubił cały końcowy ustęp relacyi i że, zamiast czytającego ją głosu sekretarza, rozlegały się już po sali głosy składających zeznania świadków. Ponieważ jednak Chochlik głowę jego opuścił, wróciła mu możność skupienia całej uwagi na tem, co działo się w sali.
Świadkowie, przez oskarżenie stawieni, wśród wielu innych szczegółów i okoliczności, szeroko rozpowiadali o szkodach i nieszczęściach, przez czyn oskarżonego sprawionych. Kilkanaście domów spalonych, kilkadziesiąt rodzin pozbawionych siedlisk, pogrążonych w nędzę. Płacz, jęki, zgrzytanie zębów, głód, nagość, przekleństwa: wszystko to opowiadane w sposób dobitny i malowniczy, bo przez ludzi srodze dotkniętych, rozniecało w mnóstwie oczu iskry gniewu i oburzenia, które rzęsistym deszczem padały na przyklejoną do ciemnej poręczy kościaną figurkę w więziennej siermiędze.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/059
Ta strona została uwierzytelniona.