Ziemianinowi zaś powraca możność skupienia uwagi na tem, co się dzieje w sali.
Opowiadania o klęsce, przez pożar sprawionej, trwają jeszcze, owszem, większe niż przedtem sprawiają wrażenie, bo opowiadającymi są najsrożej poszkodowani i najlękliwszymi głosami mówiący; a w miarę, jak lękliwe głosy coraz cieńszy zawodzą lament, na ławie oskarżonych kościana figurka coraz więcej od ciemnej poręczy odstawać zaczyna, całkowicie od niej plecy odrywa, głowę pochyla i z bezbarwnemi usty, szpetnie wykrzywionemi, z czołem w tysiąc zmarszczek nad rzadkiemi brwiami ściągniętem, zaczyna kościstą pięścią uderzać się w piersi. Uderzenia są tak silne, że wązka pierś wydaje pod niemi lekkie dźwięki, po których wydobywają się z niej głośne westchnienia. Zrazu nikt zrozumieć nie może, czego ten chudy smyk, pod padającym na niego deszczem oburzonych spojrzeń, tak krzywi się, wzdycha i bije się w piersi. Dopiero za trzecim, czy czwartym razem od ławy oskarżonych do uszu publiczności i sędziów dolatują szeptem wymawiane słowa:
— Boże, bądź miłościw! Boże, bądź miłościw! Boże, bądź miłościw!
— Ołówka! królestwo za ołówek! — zaszeptał artysta. — Cóż za model do skruszonego grzesznika!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.