Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

Nastąpiła teraz długa mowa obrońcy, w czasie której Chochlik prawdziwie niestworzonych rzeczy dokazywał. Ogarnął go szał wesołości.
Przez chwilę igrał za długim stołem, czego skutkiem było, że czoło siedzącego pośrodku dostojnika znacznie pobladło; jeden z jego sąsiadów drgnął i rękę podniósł ku głowie, jakby natrętną muchę spędzić z niej próbował; drugi ze zgiętemi plecami papiery przerzucać zaczął, jakby w nich coś zupełnie niepotrzebnego zagrzebać pragnął.
W tej samej prawie chwili, siedzący przy bocznym stoliku sekretarz mnóstwo papierów najszpetniej na ziemię rozsypał, a Chochlik, w wielkiej konfuzyi go pozostawiając, dla rozmaitości wpadł między publiczność. Tu w gęstym tłumie zwijał się, jak w ukropie. Kobiety omijał, czepiał się tylko mężczyzn; takim dnia tego był jego kaprys. Ale z wąsami, łysinami, krótko ostrzyżonemi czuprynami, wyprawiał rzeczy dziwne. Skakał po nich i tańczył, muskał je skrzydełkami, łaskotał nóżkami, dmuchał na nie i chuchał, przez co czaszki napełniał osobliwszemi a niespodzianemi przypomnieniami, myślami i przypuszczeniami. Wywoływało to wśród publiczności pewne niezwykłe ruchy.
Co chwila ta lub owa postać męska, pomimo ścisku, powstawała z miejsca i, górując nad sie-