Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

Lucyś przysyłają, aby niegodziwej ich siostrze morałów nagadała? Pewno... przypomnieli sobie... No, pokażę ja jej i — niechaj im opowie, co widziała!
Przycisnęła guzik dzwonka, wskutek czego, z wonnego pokoiku wybiegła garderobiana, cała w loczkach i kokardkach, jedwabnemi podszewkami szeleszcząca. Potem przez długie minuty trwały narady i czynności rozmaite, aż przed zwierciadłem w porcelanowej ramie Elwira Roza stanęła w tualecie porannej, całkowicie ukończonej, a w którą przystrajając się, parę razy ściśniętą piąstką jednej ręki uderzała o dłoń drugiej.
— Otóż naumyślnie... na złość jej... tak, na złość! Potrafiłabym, gdybym chciała, inaczej, oj, oj! ażeby gębę ze zdziwienia otwarła, taka byłaby powaga i dystynkcya... Ale nie chcę! niech widzi! Ani udawać, ani kryć się z niczem nie myślę! Masek nie cierpiałam zawsze. Niech widzi! Na złość!
Oczy miała roziskrzone, a głowa jej podnosiła się coraz dumniej i zuchwałej. Zuchwałym też był ubiór, który, nie można powiedzieć, że okrył ją, ale raczej z lekka przysłonił. Fulary, muśliny, koronki i wstążki, w taki sposób ułożone i skombinowane, aby jak najmniej okrywać to najpiękniejsze podobno dzieło natury, jakiem są kształty człowiecze. Marmurowe, czy alabastrowe, czy może tam inne jakie, ale w każdym razie bardzo piękne dzieło natury, z pomiędzy puszystych, przejrzy-