— A dlaczegóż pani tak wiele chodzi?
— Lekcye daję i mam ich wiele, dzięki Bogu...
— Pani lekcye daje? Pani jest guwernantką?
— Jestem nauczycielką...
— No, dobrze, niech będzie sobie «nauczycielką»... Ale po co? dlaczego, jakim sposobem? To coś nadzwy...
— Dlaczego to panią tak dziwi?
— A jakże! Pani przecież była bogatą panną i pewnie za bogatego człowieka za mąż wyszła...
— Posag miałam i wyszłam za człowieka, który miał majątek, ale od dość już dawna żadnego majątku nie mam...
— A cóż się z nim stało?
Liwska nie odpowiedziała i szybkim ruchem obróciła twarz ku oknu, przy którym słowik krótko, lecz głośno zaśpiewał.
— Pani ma słowika w klatce?
— Tak — zaśmiała się Elwira Roza i dodała — ślepego...
— Ślepego słowika? — uderzając w dłonie, zawołała Liwska.
— Ktoś mi go przywiózł z zagranicy; tam oślepiają słowiki dlatego, aby w klatce i w czasie zimy śpiewały...
— Prawda; słyszałam o tem. Ludzie czasem bywają bardzo okrutni...
— Okrutni? — zadziwiła się Elwira Roza.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.