różnych kłopotów, to znać! I zdrowie pewno nieosobliwe, bo taka pani mizerna...
Szybki to był i nieprzerwany potok zapytań, uwag, wykrzykników, przyczem ręce niespokojnymi ruchami to poprawiały koronki stanika, to podnosiły się ku włosom; oczy też od jednej ściany ku drugiej, od okna do twarzy Liwskiej biegały i rumieńce coraz ciemniejsze występowały na policzki.
A Liwska zaczęła zrazu śmiać się cichym, spokojnym, możnaby powiedzieć: pogodnym śmiechem; potem zaś zamyśliła się i w kobietę rozgorączkowaną, ruchów nerwowych i błysków brylantowych pełną, wpatrzyła się głęboko.
— Jak mi pani w tej chwili przypomina siebie... dawną! Taką pani zawsze była... żywą, niecierpliwą, popędliwą... jak płomień!
Przypomniała jej może nietylko siebie dawną, ale jeszcze tych, którzy byli, i to, co było wówczas. Może też pod czarnym kapeluszem i przedwcześnie posiwiałymi włosy, w jej głowie, w jej myśli, rozlegał się słodki, święty głos z nad jezior galilejskich...
W pokoju dusznym od woni perfum i zbytecznego ciepła, wśród mieszaniny barw, plączących się po ścianach, sprzętach i posadzce, wśród migocących wszędzie połysków metali i kryształów, w mdłym zapachu cukierków, jak ze szcze-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.