dziecka, bijącego się w tych stosunkach, jak ryba na piasku! chodzi, jeździ, prosi, stara się, zabiega i nigdzie nic! A co gorszego jeszcze, to, że los dwóch sióstr od tego zależy. Jedną dziewczynkę ona wzięła do siebie, ale więcej już nic nie może dla nich zrobić, a te dwie najmłodsze na opiece i odpowiedzialności brata... Ale cóż, skoro on nic dostać nie może...
Otóż dowiedziała się, ktoś jej powiedział, że jedno słowo Elwiry Rozy, powiedziane pewnemu posiadaczowi wielkich zakładów przemysłowych, wszystko może, więc przyszła prosić ją o to słowo, o to wstawienie się jej za synem Rózi, siostry przecież Elwiry Rozy, przedwcześnie zmarłej... Mówiła z wahaniem w głosie, ze spuszczonemi powiekami. Umilkła na chwilę, odpowiedzi oczekując, ale gdy nie otrzymywała jej, zaczęła znowu mówić, jeszcze ciszej:
— To straszna rzecz, jak im teraz trudno o pracę. Uczą się, sił wszystkich dobywają z siebie przez lata... przez długie, a potem od drzwi do drzwi, ze schodów na schody, od kamienia do kamienia... Na wszystkich schodach, we wszystkich przedpokojach, pełno ich — jak żebraków. A czegóż oni chcą? Ludziom służyć i na kawałek chleba zarobić... Zdaje się łatwo! Nie: co krok, to kamień; gdzie stąpić, kamień. To
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.