Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

Aż przyszła nakoniec taka minuta, że głośno krzyknęła:
— O, Jezu!
A potem, zaczęła na całą piekarnię wołać:
— Antoś! Antoś!
Nikt przypuścićby-by nie mógł, aby do tak głośnego wołania dość siły jeszcze miała w sobie, to też ludzie, którzy, tylko co powieczerzawszy, przy stole jeszcze siedzieli, wszyscy ku wierzchołkowi pieca popodnosili głowy, a Niemko jednym skokiem z kąta izby do pieca przypadł i, jak wiewiórka, w mgnieniu oka na nim się znalazł.
Antoni tedy na imię mu było? Nikt o tem nie wiedział, a jeżeli ktokolwiek ze starszych i wiedział, to zapomniał. Niemową był, więc Niemkiem go ludzie przezwali, a po imieniu nikt go oprócz tej ślepej baby nie nazywał i po niej nazywać nie miał.
Znowu szeptała i niektórzy ludzie bardzo już pilnie wieczora tego przysłuchiwali się jej szeptowi, bo wiedzieli, że był przedśmiertnym, a wszelkie rzeczy ze śmiercią związek mające zaciekawiają, jak przepaść, w której czarny otwór spoglądając, człowiek musi zapytywać: co tam na dnie? Ale cóż, skoro dogorywająca baba tak szepleniła, że kiedy niekiedy tylko słowo jakie, albo kilka słów, uchem pochwycić było można?