mizerny... Paciorko w ciemny dół zatoczona. Stworzenie ty Boże...
Nagle przestała jęczeć. Może już zmarła? Nie, bo, po chwilowem uciszeniu się, zaszeptała znowu.
— Ojcze niebieski! Ojcze wszechmogący! Ojcze miłosierny! Antoś! Antoś! do Ojca idź! Ojca proś!
Poczem umilkła znowu, a ludzie, widząc, że nie zaraz jeszcze zbierze się jej na ostatnie konanie, posnęli i nie wiadomo, co potem przez całą noc działo się na piecu.
Ale nazajutrz koło południa, pod ścianą izby czeladnej, na ławie, leżała, w szmaty kraciaste owinięta, figurka mała, wyschła, sztywna, jakby z wosku ulepiona, bo kolor jej drobnej twarzy i małych rąk, u piersi splecionych, nie różnił się prawie od żółtej chustki, którą głowa była obwiązana. Trochę tylko błyszczących, jak srebro, włosów wydostawało się z pod tej chustki i nad oczyma, tak głęboko zapadłemi, że wyglądały jak proste jamy, srebrne brwi odrzynały się od żółtego czoła.
Obok tego nikłego, suchego, w powijaki z kraciastych szmat owiniętego trupka, Niemko siedział na stołku, cienki, sztywny, plecami do izby obrócony i wielką gałęzią zieloną szeroko powiewał. Muchy odpędzał, które brzęczącymi rojami
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.