napełniały izbę. Trwało to już od kilku godzin. Bo zrazu, gdy wnet po powstaniu ze snu ludzie spostrzegli, że baba na piecu nieżywa już leży, powstała tu zawierucha wielka. Chcieli, wedle zwyczaju, ubierać ją do trumny, ale z Niemkiem stało się coś nadzwyczajnego.
Nie płakał, nie lamentował, rąk nie załamywał, ale tylko nikogo do zmarłej dopuścić nie chciał. Na piecu siedząc, zasłaniał ją sobą i gdy tylko ktokolwiek zbliżał się, zaczynał robić łokciami, grozić pięściami i wydawać z gardła chrapliwe, ostre krzyki. Oczy przytem, w których żadna łza nie postała, iskrzyły się mu i zataczały po białkach, jak u oszalałego.
Nikt przedtem nie przypuszczał, aby mogło w nim być tyle złości. Wyglądał tak, jakby gotów był wszystkich zbliżających się pogryźć i pozabijać. Więc dali mu pokój ludzie i usunęli się, ciekawi, co dalej będzie. Lecz nie stało się dalej nic osobliwego; to tylko, że Niemko sam, własnemi rękoma, babkę do podróży wiekuistej ubrał.
Wiedział dobrze, gdzie i jakie były wszystkie jej szmaty, więc biegał po nie do skrzynki, jak wiewiórka zeskakując z pieca i znowu na piec wskakując.
Włosy jej czesał i w malutką koskę splatał; kraciastym kilimkiem, jak powijakiem, ją owinął,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.