piony we włosach i na siermiędze liśćmi i ziołami, błękitne światło brzasku długą i cienką pręgą przerzynając, szedł do studni po wodę.
Przyszedł jednak taki dzień, w którym olśnił go i wrzątkiem w żyły jego wpłynął blask złotego słońca.
Było to w czerwcu. Nad światem panował dzień długi, pogodny, błękitny, kwiecisty. Słońce, zniżając się ku zachodowi, zatapiało w zwierciadlanej szybie stawu pasma złotych, drgających swych włosów. Z tą szybą stawu, z rosochatemi nad nim wierzbami, z miliardem kwiatów rozsianych wszędzie i drugim miliardem dźwięków owadzich, ptasich, zwierzęcych, krajobraz stał pod błękitną kopułą nieba świetny, lśniący, wrzał jeszcze życiem dziennem i już zapadał w marzenie wieczorne. Na tle zaś krajobrazu kolorowo i wypukle odrzynała się postać kobieca, zwolna brzegiem stawu po wodzie krocząca.
Była to duża i silna, kształtna i piękna dziewczyna wiejska, która brzegiem stawu, jakby cudem szła po błękitnej wodzie. Ale cudu nie było w tem żadnego, ponieważ u brzegu staw miał wodę płytką i tylko gdzieniegdzie znajdowały się w niej miejsca niebezpieczne. Jedną ręką przyciskając do piersi zwój świeżo upranych płócien, dziewczyna trzymała w drugiej wysoką żerdź, którą gruntowała przed sobą wodę, szukając za-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.