dalece podobnem, że raz zmuszony został wyjść z chaty Naścinej i nigdy już do niej nie powrócić.
Pewnego dnia, gdy nad wieczór wsunął się do Harbarowej izby, dużej i widnej, znalazł tam, oprócz Nastki, młodego i przystojnego parobka, który, u okna siedząc, wesoło rozmawiał z krzątającą się dokoła pieca dziewczyną. Więcej nikogo w izbie nie było; matka tylko tuż za oknem grzędę pełła i dzieci hałaśliwie bawiły się na podwórku.
Na obecność gościa Niemko żadnej uwagi nie zwrócił, chociaż Nastka, śmiejąc się i uwijając, często ku niemu błyszczącemi oczyma strzelała. Czy nie rozumiał, że gość ten był miłym dziewczynie? Czy nie wiedział, że był to syn najbogatszego we wsi gospodarza i mógł ją sobie zabrać na zawsze? Nie wiadomo, ale zwyczajem swoim, pod ścianą stanąwszy, na dziewczynę tylko patrzał i wszystkie zmiany, które w twarzy jej zachodziły, jak w wiernych echach powtarzały się w jego rysach. Gdy śmiała się — śmiał się, gdy dziwiła się czemuś, co przystojny chłopiec mówił — ze zdziwieniem brwi podnosił, gdy wstydliwość, czy radość wzmagały jej rumieńce — zapalały się i gorzały mu od nich oczy.
Wtem Nastka, parę grubych polan z ziemi podniósłszy, zaczęła je do okopconego piecowiska
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.