wkładać. Wieczerzę zamierzała gotować i ogień musiała rozniecić.
Młody chłop, z fantazyą na ławie rozparty, ani drgnął, ale Niemko swoim zwyczajem do drzewa przyskoczył, chcąc wyręczyć dziewczynę, jak to nieraz już przedtem czynił, gdy ona tymczasem po wodę, albo i tak sobie, nic nie robiąc, na ławie siadała.
Ale tym razem, w obecności miłego konkurenta, usłużność Niemka zawstydziła, czy zniecierpliwiła Nastkę.
— A idź-że sobie raz ode mnie! — chmurnie brwi marszcząc, zawołała, a gdy on na wykrzyk ten nie zważając, z gardłowymi krzykami, usłużny, natarczywy, próbował jeszcze polana z rąk jej odbierać, uderzyła go ściśniętą pięścią tak, że aż się pod ścianę potoczył.
Nic osobliwego, że taka tęga, silna dziewczyna aż pod ścianę takiego mizeraka odepchnęła. Ale on nie czuł obrazy, może nawet nie wiedział, co to takiego obraza, i odepchnięty, wnet znowu do niej przystąpił, obie ręce pod brodę kurcząc, bardzo zmartwiony, wlepionemi w nią oczyma pytając z gwałtem i smutkiem: za co? dlaczego?
A ją ogarnęła ostateczna już niecierpliwość i z oczyma, jak rozżarzone topazy błyszczącemi, krzyknęła:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.