Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

w piekarni leżąc, ciężko chorzał. Lekarza nawet dobrzy ludzie parę razy do niego przyprowadzali, ale lekarz nic pomódz nie mógł.
Ciężka choroba siedziała w nim już od dawna, ale była łagodna, a rozsrożyła się dopiero od tej zimnej kąpieli, którą wziął przy ratowaniu Nastki, od tych długich, to rzadkich, to rzęsistych łez. Jakkolwiekbądź Niemko z piekarnianego pieca już nietylko po dawnemu, jak wiewiórka, nie zeskakiwał, ale nawet wcale nie złaził, kaszląc, chrapliwie oddychając, nic prawie nie jedząc i nocami nie śpiąc.
Dość ciekawą byłoby rzeczą wiedzieć, co on mógł myśleć i czuć w te bezsenne noce, gdy za drobnemi szybami piekarni świeciły na ciemnem niebie gwiazdy, lub gdy deszczyki letnie uderzały o nie ze słodkim, monotonnym szmerem. Czy tęsknił wówczas do starej babki, która niegdyś, na tym piecu i o takiej nocnej porze, szeptała mu różne opowieści, upomnienia, modlitwy? Czy myślał o tem, że wkrótce znajdzie się tam, gdzie ona teraz była i zacznie z pod mogiłki sinym płomykiem oddychać? Czy w gorączkowych rojeniach widywał przed sobą Nastkę w paciorkach czerwonych i błękitnych, idącą po wodzie stawu, z błyszczącą u szczytu żerdzią w ręku? Czy wreszcie zrozumiał, że ten silny, zgrabny, piękny parobek, który, jak źdźbło słomy, wyrzucił go za drzwi jej