przy sobie stojące na białych nóżkach, w kapeluszach purpurowych, jak płaszcze królewskie, a białymi, jak śnieg, centkami osypanych.
Przez gałęzie jałowca przebija się strzałka słoneczna, pod której dotknięciem wyższe, niższe, większe, mniejsze, nakształt wyrzuconej na ziemię garści żaru, czerwienią się i palą u stóp ciemnego krzaku. Nie wiedzieć, jaką siłą pociągana, ręka chłopca dotknęła jednej z białych łodyg, złamała ją i wraz z nią purpurowy kapelusz do koszyka włożyła.
O, łup nieosobliwy! z pod strzałki słonecznej usunięta purpura zbladła, a usiewające ją centki śnieżno-białe zmętniały. Na przypatrywaniu się zaś muchomorom zbiegła znowu spora chwila czasu. Szkoda, że królewicze, z myśliwskimi orszakami przebiegający lasy i na kolczastych jałowcach gubiący płaszcze purpurowe, istnieją tylko w bajkach! To też najlepiej jest o bajkach nie myśleć i w bajki nie wierzyć, kiedy się chce zebrać dużo, dużo niebajecznych rydzów!
Dużo ich być musi w tej uliczce, która pod rozłożystemi leszczynami biegnie ku jarzębinom w czerwonych koralach stojącym i aż pachnie wilgocią i grzybami. Zielona, jak w maju, trawa zaścieła tę uliczkę i świeci rozsypaną rosą, a w cieniach, padających od gałęzi leszczynowych, rozwierają się niby usta dziewicze pełne pereł, niby
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.