czary z blado-różowej porcelany, przejrzystym nektarem nalane. Właściwie czarki nieduże, okrągłe, różane, z brzegami kunsztownie odwiniętymi, a na dnie ze zbiornikami rosy, która w mgliste poranki jesienne pada ze zwilżonych nad miarę liści... Róże nie róże, puhary nie puhary, spragnione wargi dobywające się nad ziemią — były to po prostu «syrojeszki», grzyby marne, których nikt, krom ostatnich biedaków, nie zbiera.
Julek też zbierać ich ani myślał, lecz od jednej z nich wzroku oderwać nie mógł, bo płyn, do połowy ją napełniający, był tak czysty, przejrzysty, że, zda się, wziąć tylko i wypić! A w płynie tym igrał drobny połysk słonecznego światła, jak złota perełka.
Była niegdyś królowa, słynna z piękności, która w czarach napojów wychylała roztopione perły. A kto kiedy pił rosę? Chyba słowiki. Jak perły smakują? Czy rosa równie słodka jest, jak czysta?
Podjął z ziemi blado-różową czarkę i nie wiedzieć jak, nie wiedzieć kiedy skruszyły się jej kunsztownie odchylone brzegi, rosa szybką strugą wyciekła z nich na trawę i perełka złota, przez palce mu przeciekłszy, znikła. O, krucha porcelano! roso uciekająca i niknąca perło! Mniejsza o to! Niech szczątki «syrojeszki» leżą w koszyku i razem z muchomorem przypominają, że nie należy... że
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.