przebrzydłego chmielu, który dławi je i prędzej czy później o śmierć przedwczesną przyprawić musi! Chodźcie tylko prędzej! prędzej i — wszyscy razem do roboty! Antek niech z tamtej strony zajdzie, a Kocia tu stanie, Władek zaś Antkowi pomagać, a Frania ze mną pracować musi! Ale rzecz główna: wszyscy razem! Ho! ho! panie chmielu! Wnet zobaczysz, czem są i co potrafią połączone siły nasze!
— Hej, hej, towarzysze, a nuże do dzieła! Lecz cóż tak stoicie i patrzycie na mnie, jakbyście nie widzieli sami tego, co się dzieje, jakbyście nie rozumieli tego, co do was mówią?
Widzieć, widzieli, ale byli tak zajęci zbieraniem rydzów, tak pogrążeni w myślach o jak największej zdobyczy i o przyjemnościach śród wycieczki spotykanych, że losy jarzębinki bynajmniej ich w tej chwili nie wzruszały.
W innej chwili, kiedykolwiek tam, gdy nic innego nie będą mieli do roboty, przypomną je sobie i smutnie nad nimi głowami pokiwają, smutnie i może długo pogadają o tem, jaki ten chmiel niedobry i jaka jarzębinka biedna, ale teraz... o! nawet nie rozumieją, nie dobrze rozumieją, czego chce od nich Julek.
— Po co? — jednomyślnie zapytują.
— Jakto: po co? — zapytuje z kolei.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.