głośne śmiechy. Do Julka, nieruchomo stojącego, zbliżali się po kolei i razem, koszyki swoje mu pokazując.
— Widzisz, com ja uzbierał!
— I ja tyleż!
— A ja więcej jeszcze.
— Ja najwięcej!
Wtem o kilka kroków rozległ się głosik Koci:
— Są jeszcze i całe! Są! Są!
Chłopcy rzucili się do zbierania z nią rydzów całych, czyli od nierozważnych stóp Julka ocalonych, a było ich jeszcze sporo, sporo! więc wykrzyki zwycięskie, śmiechy radosne, bieganina wesoła ku spostrzeżonym w majowo-zielonej trawie plamkom różowym!...
On, pośród mnóstwa opadłych na ziemię liści i pełzających po ziemi gałęzi chmielu, z parą czerwonych kropel jarzębinowych uwięzłych w płowych kędziorach, stał w odosobnieniu milczący i zmieszany.
Czuł jednocześnie zdziwienie, smutek, wstyd... Dlaczego nie chcieli oni wyzwalać z nim razem niewinnej jarzębinki od uścisku niegodziwego chmielu? Nie zrozumieli nawet, po co to czynił. Ale i on także ich nie rozumiał. Ślepi są chyba, czy tacy roztrzepani? Jednak widocznie rozsądniej od niego postępują, skoro koszyki mają do połowy napeł-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.