Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

Przed oczyma Julka poczęły w powietrzu snuć się krepowe welony i kłaść się po mchach, po trawach, przysłaniając różowe wśród nich rydze.
Niezmiernie trudno jest z pod czarnej krepy dostrzegać kolor różowy. O czem oni marzą i gwarzą, obchodząc dokoła polankę zżółkłymi klonami otoczoną, albo krążąc śród dębów, albo może stojąc nad srebrnym strumieniem, którego brzegiem w oddali pomyka ruda sarna?
Chociaż znajdowali się daleko, widział ich tak wyraźnie, jakby stali przed nim o dwa kroki. Miał to już w sobie, że dość mu było pomyśleć o czemkolwiek, aby ku zachwyceniu lub utrapieniu swemu ujrzeć przedmiot swej myśli tak, jakby tu był, wprost przed oczami, żywy, rzeczywisty. Często ku utrapieniu; bo oto, naprzykład, biedna jarzębinka, w splotach dzikiego chmielu konająca, będzie mu odtąd najpewniej często, często, jak zaklęta, przed oczyma stawała, a w tej chwili z niezmierną wyrazistością wszystkich rysów i ruchów widzi Klarcię i grubego Janka, idących tuż obok siebie, patrzących na siebie, razem pochylających się ku ziemi i razem się wyprostowujących, w parze zgodnej, dobranej i która na świat patrzy przez kryształ pogody, nie przez krepowe welony.
Uczuł, że chociaż towarzystwa rówieśników nie pożądał już tak, jak wprzódy, z Klarcią być pra-