Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

a kret czarny z łona ziemi wyrzucił! Bodaj ci korzenie pędraki poprzegryzały, a łodygę miliony mszyc oblazły!
Tu Chryzantema cienkim głosikiem grubemu głosowi Rumiana zawtórowała:
— Bodaj cię słodkie krople rosy z daleka omijały! Bodajby nigdy nie musnęło cię skrzydło motyle!
— Lecz coby to być mogło? — zagadnęły wszystkie razem. — Niechże przynajmniej wiemy co wydaje z siebie tę ohydę, gorszą jeszcze niż ta, która ulatnia się z mydła! Cóż, Bylico! Takaś niby silna i wszechwiedząca, popisz się teraz ze swoją siłą i wszechwiedzą: Powstań z omdlenia i powiedz: co to?
W sposób ten, miłość własną jej podniecający, zagadnięta, Bylica wysilenia nad samą sobą dokonała i, wyprostowując się nieco, rzekła:
— To jest — nafta! To świeci, ciemności rozprasza, słońce zastępuje, jest bardzo potrzebne, ale zarazem... oj, oj!... zarazem... bardzo obrzydliwe!
Zaledwie mówić dokończyła, wszyscy towarzysze i towarzyszki jej tak się już rozjęczeli, że w przeraźliwe i bezprzestanne te jęki żadne zapytanie, ani przekleństwo, ani jakiekolwiek słowo wmieszać się nie mogło. Kichali przytem, kaszlali i wszystkiem, czem kto mógł, udręczenie swe objawiali, a przyczyną tego były pyłki niezliczone,