czędze po świecie widziałam ja smutnych, których bajka rozweseliła; słabych, których pokrzepiła; bezsennych, którym czarne noce przeciągnąć przez życie dopomogła; chorych, którzy, głosu jej słuchając, mniej cierpieli. Za to też tylko ja bajarzy szanuję i lubię — za to pocieszanie. Jak tam zresztą jest, to jest, dość, że tak samo jak myśl o śmierci, tylko w sposób słodszy i milszy, bajka leje balsam kojący na rany tych wszystkich, których młyn życia choć parę razy już tęgo na kole swem obrócił. Bo wy, niewiniątka, twarzyczki ładnie malowane, lecz doświadczenia żadnego niemające, ani domyślacie się pewnie tego, czem właściwie jest życie. Otóż ja wam powiem: życie to taki młyn, który serce istoty żyjącej na swe koło chwyta i — dalej z niem w drogę! W okrąg, w okrąg niesie, pędzi, szarpie, drze, tłucze dopóty, aż wszystkie kwiaty, jakie tylko w sercu wyrosły, wysypią się zeń w postaci mąki szarej i gorzkiej...
— Słuchaj, Bylico — ozwał się w tem miejscu poważny Dzwonek — mówisz płynnie i nawet dość ozdobnie, szkoda tylko, że w mowie twojej ładu niema. Zaczęłaś od śmierci, wpadłaś na bajkę, a z niej wskoczyłaś na koło młyńskie, do którego przyrównywasz życie. Jakoś nie trzyma się jedno z drugiem...
— Nie przerywaj jej, Dzwonku — jednogłośnie poprosiły Ostróżka, Bławatek i Powój; — z przy-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.