— A bodajby cię ulewa niebieska do twardej ziemi przybiła! Bodajby cię zimne wiatry do piekła zawiodły, abyś dyabłom, nie kwiatom, gardła zasypywała!
Gdy uspokoili się nieco, Bławatek pierwszy do Chryzantemy przemówił:
— No, i co dalej?
Chryzantema, jakkolwiek kaszlem mocno zmęczona, mówiła dalej:
— Pewnego ranka śliczna Gretchen chodziła po swym ogródku niezmiernie smutna, ponieważ do serca jej zakradła się wątpliwość, czy Faust ją kocha; lecz gdy spojrzenie jej cudnych oczu na mnie upadło, ucieszyła się bardzo i zawołała: o, jakże to dobrze, że spotykam cię, siostro! (nazywała mię siostrą dlatego, że sama do kwiatu była bardzo podobna). Ty mi ciężar nieznośny z serca zdejmiesz — zagadkę, na której życie swe zawiesiłam, rozwiążesz! To mówiąc, zerwała mię i najpierw pocałowawszy (oni, ludzie, zawsze tak robią: najpierw kogoś całują, a potem mu włosy z głowy po jednemu wyrywają), zaczęła mi z piersi wyrywać po jednym płatku, przy każdym zapytując: kocha? nie kocha?
Tu Chryzantema, może na wspomnienie o smutnej pamięci Gretchen, znowu białe uszka żałośnie w dół opuściła i umilkła.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.