się na bosych stopkach tak, że najpewniejby upadło, gdyby stworzonko pierwsze, nieco większe, nie rozstawiło przed niem rączyn i tym sposobem go nie podtrzymało. Czyniąc to rzekło z powagą:
— Nie pad-nij!
Nie upadło, lecz zaledwie z niejaką mocą utrwaliło się na stopkach, wnet żałośliwym tonem zawołało:
— Mi-mi!
Były to tedy Misi i Mimi; imiona niewiedzieć jakie i stworzonka niewiedzieć jakie, z pod ziemi na kształt robaczków wypełzłe, a podobne do cherubinów. Podobieństwo to z cherubinami tworzyły ich twarzyczki okrągłe, z mistrzowską doskonałością linii zarysowane, świecące dwiema parami oczu błękitnych jak niezapominajki i dwiema parami warg, podobnych do blado-czerwonych goździczków. Tylko że cherubiny miewają zwykle piękne rumieńce na policzkach, a one ich nie miały ani śladu. I nic dziwnego: głodne musiały być, gdyż z ust tego, które wypełzło na ostatku, zaraz po pierwszym okrzyku wyszedł drugi, jeszcze żałośniejszy:
— Chleb-ka!
Mimi zrazu nie odpowiedziało nic i wydawało się pogrążonem w głębokiem zamyśleniu, poczem, z odznaczającą je powagą, rzekło:
— Kodź!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/237
Ta strona została uwierzytelniona.