było — niewiadomo wcale dokąd poszła, a sprzedażą towarów zajmował się sam sklepikarz, człek gruby, krępy, ospowaty, zezowaty, wprost straszny. Mimi i Misi lękały się go okropnie, choć przyczyny słusznej ku temu nie miały, bo nigdy nie uczynił im nic złego; lecz na dnie ich świadomości oddawna osiadło przekonanie głębokie, iż uczynić mógłby, wraz z nazwą, do osoby jego przywiązaną, a która brzmiała: stlasny pan! Więc Misi «stlasnego pana» ujrzawszy, cherubinowe usta swe do płaczu wykrzywiło i byłoby pewno beknęło na głos, gdyby Mimi, opiekujące się niem troskliwie i roztropnie, nie przestrzegło:
— Nie pla-kaj!
— Nie — ulegle odpowiedziało Misi i stało się jeszcze cichsze, niż wprzódy; w zamian zaś sam opiekun po kilku sekundach nie wytrwał w milczeniu i cicho szepnął:
— Bulki!
Cherubinowe źrenice jego tkwiły w bułkach, duży kosz napełniających, i zrazu rozżarzone, jak blaskiem płomienia oblane turkusy szybko potem zachodzić poczęły szklistą powłoką. To samo zupełnie działo się ze źrenicami Misi i minuta nie upłynęła, gdy po chudych, lecz mistrzowsko zarysowanych policzkach obojga ciekły sznurki świecących łez. Cicho ciekły, bo w trwodze przed «stlasnym panem» boże krówki bez łkania, bez
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/240
Ta strona została uwierzytelniona.