Bylicy zielone, głęboko wycięte i białym atłasem podszyte, uczuwały coraz większą i coraz szerzej rozlewającą się po wnętrzach ich uciechę. Z czego właściwie tak się cieszyły? — powiedzieć trudno, bo przecież w losach ich nic pomyślnego nie zaszło; jednak cieszyły się i w uciesze tej zupełnie przestały — na chwilę zapewne — czuć w sobie szpony i dziób czarnego ptaka. Gdy zaś Chryzantema rozwinęła się w gwiazdę promienistą, a z różowego kieliszka Powoju wytrysnął strumień słodkiej woni, Mimi i Misi jednomyślnie na twardych siedzeniach swych podskoczyły i wybuchnęły śmiechem.
— Che, che, che! — śmiało się Mimi.
— Chi, chi, chi, chi! — wtórowało opiekunowi swemu Misi.
Tak z męk i śmierci zamordowanych roślin wykwitła radość głodnych dzieci.