Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

ście utracili, miewają pamięć pełną rocznic, które obchodzą zdwojonym płaczem. Dziś rok... dziś dwa lata!... Są to takie dnie zaduszne, w których serce, nad skrytą w nich mogiłą, uderza w żałobne podzwonne. Ona dziś obchodziła rocznicę rajsko przeżytego dnia i po wiele razy owijała dokoła serca wieniec uwity z grobowych nieśmiertelników. Szorstki był i ciężki; płatki jego przeszywały ją zimnemi ostrzami. Odkąd tęczowy brylant jej przepalił się na czarny węgiel, czarność okryła przed nią niebo, ziemię i przyszłość. Myśli, że razem ze szczęściem swem umarła, i przyszłość będzie dla niej podróżą pośmiertną. I oto dostała się jej ta podróż w udziale zamiast tamtej — poślubnej! Lęka się jej i wcale nie wie, po co odbywać ją będzie, skoro nie widzi przed sobą nic, ku czemuby szła z ochotą.
Powiodła wzrokiem dookoła: wszystko tak samo, jak było rok temu, dziś rok. Pogoda iskrząca się błękitem i złotem, dwie płowe ściany zboża, na wysokiej łodydze żółta kiść dziewanny... Wszystko tak jak rok temu... Upaść tylko na klęczki, czołem uderzyć o ziemię i modlić się za świeżą, ufną, gorącą duszę swoją, która umarła na łożu zwiędłych nenufarów, pod całunem otrutych motyli. Na jej miejsce wstąpiła w nią dusza inna: gorzka, gniewna, posępna, pełna odraz i łez... Młode drzewo