w nich ptaków tysiąc i żyje tysiąc bożych-krówek, tysiąc motyli tańczy wśród nich i spada z nich tysiąc żołędzi, aby wiecznie trwał ród dębów i nigdy nie kończył się na ziemi las...»
Wtedy właśnie, gdy tak myślał i zaniepokojonemi oczyma wodził po lesie, jakby wśród niego szukał zagadki bytów różnych i przeznaczeń własnych, w najdalszych głębiach lasu coś zrazu niewyraźnie, rozwiewnie zaświeciło, a potem urosło w niebotyczną smugę srebrzystej, lekkiej, dalekiej jasności. Zarazem wspomnienie zaszeptało:
— Pamiętasz?
Pamiętał! To Archanioł, którego widział w maju, na słonecznej tarczy czarodziejskiego okna. Więc jest! Okno zniknęło, maj przeminął, a on jest i leje na świat ziemski ten sam co przedtem czar rzeczy niebieskich! Zadziwiony, wlepiał wzrok w smugę, srebrzącą się u kresów dalekiej oddali, aż uczuł, że nie jest sam i że przy nim stanęła tęsknota. Ręka w rękę ze wspomnieniem stanęła i roztoczyła mu nad głową skrzydła cieniste.
Tymczasem w lesie stało się ciemno i wleciała do niego burza, straszna burza wichrzysta, która drzewami tak zamiotła, że wydały z siebie głośne skrzypienia i jęki; wierzchołki się ugięły, gałęzie sypały się na ziemię, a niekiedy łamały się z przeraźliwym trzaskiem i konające czoła uplątywały w rozpacznie rozwierających się ramionach towarzyszy.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.