Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

przybysz pokornie schylił głowę, z dłoni wypuścił kamień, ramiona wzniósł wysoko i z samego dna wewnętrznego płomyka jego, który teraz rozpalił się w płomień, uleciały ku niebu słowa: «Odpuść mnie, tak jako ja odpuszczam!».
Mieszkańcy polany, widząc go upokorzonym, pewni, że przed nimi się upokarza i o odpuszczenie ich błaga, opuściwszy go, zaczęli przy skocznej muzyce tańczyć, ze sztuk pokazywanych przez linoskoków śmiać się, stoły biesiadne obsiadywać i wszystkie drzewa polanę otaczające obwieszać japońskimi wachlarzami; ale on nie patrzał na nich, o nich i o wszystkiem, co mu sprawili, zapomniał, bo tuż przed sobą, poraz pierwszy tak z bliska, ujrzał jasność archanielską, przed którą na twarz padłszy, rękoma ścigać począł jej srebrzystą mgłę. Lecz ręce jego chwytały próżnię, a gdy twarz podniósł z nad ziemi, ujrzał, że Archanioł był znowu daleko...
Szedł tedy dalej, różnym rzeczom przypatrując się i różne koleje przechodząc, aż raz spostrzegł tuż przy drodze rosnącą skabiozę wysoką, której białe lica wzrok jego do siebie przykuły. Niewiadomo dlaczego tak się stało, bo skabioza nie jaśniała pięknością nadzwyczajną, i niejedną mieszkankę lasu widział daleko od tej piękniejszą. Lecz któż kiedy zbadał tajemnice i kierunki rozlanych po świecie magnesów? Magnetycznie pocią-