Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

mym byłeś, więc w przednocnej godzinie przybywam do ciebie, ale nie taka, jaką widywałeś mię z oddali. Oblicze moje pociemniało od smutków niezgłębionych, złe wichry podarły srebrzystą mą suknię i nad głową skruszyły koronę; ranami krwawią się mi pierś i skronie, a u nóg dzwonią łańcuchy. Taką uczyniła mię ziemia; a przecież trwam i, choć ócz wiele mię nie dostrzega i rąk wiele miecze na mnie podnosi, jestem i będę, bo odetchnął mną i w świat wysłał mię Ten, który jest Wiekuistością. Za prześwietlaną, srebrzystą, czystą, z oddali widzianą jasnością moją idąc, przebywałeś chmury i rozszalałe wody, skaliste ścieżki i puste urwiska, szrony zimne, drogi obłędne, dymy krztuszące, wikliny kolczaste, oślizgłe brzegi wód pleśnią okrytych, palące zawieje ciężkich westchnień. Suknie twe podarte, oczy ciemnością nalane; głębokim rysom twojego puklerza przygląda się tylko samotność. Czy nie zajęknie pierś twa krzykiem krzywdy, że w nagrodę nie przynoszę ci dyamentów, ani pereł, ani kwiatów, ani laurów, ani złotych uśmiechów radości? Tak jak tobie surową, twardą jest mi gościna ziemska; zdobiły ją sznurami brylantowymi łzy wiernych sług moich, a to tylko mam dla nich, że w przednocnej godzinie ku nim przybywam, aby na pozbawionem klejnotów, lecz nieśmiertelnem, niebiańskiem mem łonie usnęli w pokoju!