i zanosząc się od płaczu, przysiadał parę razy na ziemi, myśląc sobie, że tak przesiedzi, dopóki noc nie przejdzie i dzień nie nastąpi; lecz za każdym razem robiło mu się tak zimno, że mimowoli wstawał i zaczynał iść znowu, choć coraz powolniej i z większą trudnością. Nakoniec sprobował raz jeszcze poszukać w ciemnościach jakiego domu i, kilka kroków z wyciągniętemi naprzód rękami uszedłszy, natrafił istotnie na drewniany słup jakiś, o którym pomyślał zrazu, że było to drzewo.
Nagle krzyknął i odskoczył. We wnętrzu słupa, którego dotknął, słychać było jednostajne dźwięczenie, takie zupełnie, jak gdyby w tym słupie brzęczał rój pszczół, albo syczało wiele naraz gotujących się samowarów. Jaś przeląkł się znowu, ale po chwili przypomniał sobie co to znaczy. Przypomniał sobie, że parę razy, gdy wychodził z ojcem za miasto na przechadzkę, ojciec mówił mu, aby przybliżył się do słupów telegraficznych, przyłożył do nich ucho i posłuchał, jak one brzęczą i syczą. Był to więc słup telegraficzny, a domyśliwszy się już tego, Jaś dowiedział się zarazem, że znajduje się za miastem, w czystem polu, kędy słupy te, powiązane kilku drucianemi nićmi, długim stały rzędem.
Co tu teraz robić? jakim sposobem wrócić do miasta, kiedy tak ciemno na świecie, zimno, śnieg pada, a nogi mdleją i uginają się pod nim, nietylko już od zmęczenia, ale od strachu i wielkiego żalu?
Objął słup, przytulił się do niego i z całej siły wołać zaczął:
— Mamo! Mamciu! Mamciu!
A wołając tak, szlochał głośno i drżał od stóp do głowy.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przygody Jasia.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.