Ta strona została uwierzytelniona.
opadały na żółte czoło i policzki; ubraną była w grubą koszulę, krótką spódnicę i fartuch.
Stała przed ogniem i wygrzewała sobie ręce, a rozpostarte palce jej, chude i węzłowate, przeświecały w domu i wyglądały jak szpony drapieżnego ptaka. Przytem, z odwróconą twarzą ku drzwiom, krzyczała ostrym i przeszywającym głosem, łając Wincuka za to, że tak długo nie wracał do chaty.