Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przygody Jasia.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

dnym stroju, kim byli rodzice jego, czy długo błądził, czy bardzo mu straszno było samemu śród ciemności i śnieżycy takiej?
Jasiowi zrobiło się w bliskości ognia bardzo ciepło i przyjemnie; garncarzowa pocałowała go w głowę, Marylka zaś obu łokciami oparła się o jego kolana i nie bardzo wyraźnie, ale wesoło szczebiocąc, dotykała wciąż paluszkiem to paska jego, to pelerynki, to czerwonych naszyć bluzki. Zupełnie więc ośmielony i szczebiotem Marylki nawet rozśmieszony, Jaś zaczął obszernie i z coraz większym zapałem opowiadać o wszystkiem, co mu się dnia tego wydarzyło. Wszyscy obecni słuchali z uwagą i ciekawością, a stara babka, wziąwszy wielką drewnianą łyżkę, wyjęła ze stojącego przed ogniem garnka kilka ugotowanych kartofli i dając je Jasiowi, w drugą rękę mu soli nasypała.
— Jedz, jedz — rzekła — posyp kartofle solą, to ci lepiej smakować będą... głodne być musisz niebożątko!
Mówiąc to, przesunęła pomiędzy włosami Jasia kościste i węzłowate palce. W ogólności, stara babka przy bliższem poznaniu zyskiwała wiele, stawała się mniej brzydką i straszną, a chwilami trochę nawet podobną do ciotecznej babuni Jasia, która była także bardzo, bardzo stara i którą Jaś bardzo kochał. Kiedy śmiała się, usta jej, zupełnie tak samo jak u babuni Jasia, rozciągały się szeroko, od ucha do ucha prawie, tak samo trzęsła głową i takie same zmarszczki zbiegały się nad siwemi jej brwiami.
To też Jaś jadł chętnie kartofle z solą, a odpowiadając Marylce i Wincukowi na różne ich zapytania, zaczął bawić się dość wesoło, gdy otworzyły się drzwi i ukazał się w nich człowiek wysoki i barczysty, z krótko przystrzyżonym, siwym zarostem dokoła twarzy i czemś bardzo długiem, zębistem i błyszczącem na plecach. Jaś ze ździwieniem i trochę już z przestrachem patrzył na przedmiot przez człowieka tego niesiony i wtedy dopiero, kiedy przybliżył się do ognia, poznał, że była to wielka i doskonale wyczyszczona, więc błyszcząca piła.
Na widok wchodzącego, stara babka, przestając mięszać w garnku, zawołała:
— Widzisz ojcze, jakiego to mamy dziś gościa!