jutro, kiedy już wróci do domu, poprosi mamę, aby Wincukowi i Marylce dała takich ciastek i cukierków, jakie on sam tak często dostaje i zjada.
— Biedny Wincuk, biedna Marylka — myślał Jaś — dla nich i te obrzydliwe pastylki smaczne!
Tymczasem, wieczerza była już skończona. Stara babka, zdejmując ze stołu naczynia i resztki jadła, rozgderała się znowu. Krzyczała na córkę, na zięcia, na Wincuka, nie wiedzieć za co, ot, tak! przyczepiała się do każdego to o to, to o owo, byle gniewać się i krzyczeć. Tylko na starego tracza i na dziada Mikołaja nie krzyczała wcale, a ponieważ córka zięć i wnuk odpowiadali jej łagodnie, albo wcale nie odpowiadali, uspokoiła się prędko i z cicha już tylko mrucząc, zaczęła myć i wycierać garnki, misę i łyżki.
Przez cały ten czas Mikołaj trzymał Jasia na kolanach, opowiadał mu historyjkę o jakimś starym koniu, którego od urodzenia hodował i pieścił. Koń ten żył sobie długo w pańskiej stajni, w łaskach i wygodach wszelkich, Mikołaj potem spotkał go wożącego wozy ze zbożem do młyna,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przygody Jasia.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.