Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

dziejka może? Panie Boże, odpuść! Po nocach włóczyć się i pod cudzemi oknami siadać...
Z pod ściany, cichy i nieśmiały głos odezwał się.
— Siadłam odpocząć...
— Odpocząć! jak odpocząć? co odpocząć? gdzie odpocząć? pod naszemi oknami odpoczywać! Podsłuchiwać może i podpatrywać! Czy nie Jeżewicz to czasem przysłał tu panią, żebyś nas szpiegowała i żeby do ks. dziekana z językiem lecieć: u Łukasza piją! u Łukasza jedzą! u Łukasza hulają! Idź, idź, zkąd przyszłaś, i gadaj coś widziała i coś słyszała...
Kobiéta, całkiem teraz ukryta w cieniu, wymówiła:
— Przyszłam z daleka...
— Zdaleka! zdaleka! Od Jeżewicza, od wroga naszego od szpiega naszego! z pod Fary! z kamiennego zaułku! zdaleka! zdaleka! zkądże naprzykład?
W cieniu ozwał się szept:
— Ze wsi...
Tym razem kobiéta, stojąca w progu, nie odpowiedziała nic. Nagle jakoś umilkła i wyciągnęła szyję w kierunku przybyłej, chcąc snać śród cienia dostrzedz jéj rysy. Po chwili, ciszéj znacznie i łagodniéj, niż wprzódy, wymówiła.
— Ze wsi... A zkądże? z jakiéj strony?
— Z Targowa, — odrzekła przybyła.
— Z Targowa? Nie znam. Nie wiem. Gdzież to jest?...
— Dziesięć mil ztąd... za temi wielkiemi lasami...
— Za lasami... — w zamyśleniu powtórzyła gospodyni domostwa i dodała: dziesięć mil... no, no! kawał drogi! I cóż? piechotą szłaś? długo? wieleż dni?
— Piechotą. Trzy dni. Nie mogę iść prędko...