Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

Sylwek nie słyszał wołań tych, powtarzających się wciąż i zbliżających się ku niemu.
Sylwek! Sylwek! Sylwek! brzmiało wciąż wołanie na ścieżkach i w gąszczach cmentarza, ale coraz bardziéj zmęczonym i zdyszanym głosem powtarzane. Nagle, chłopak uczuł się porwanym z tyłu przez dwoje twardych a gwałtownych ramion, które ścisnęły go, jak żelazne obręcze, i uniosły z nad marmurowéj płyty. Nad twarzą jego pochylała się twarz kobiéca wielka, żółta, z boleśnie pooranem czołem i małemi oczkami, które wśród obrzękłych policzków i wydatnych siwych brwi zatopione, błyszczały złością. Na owo czoło poorane, z pod brudnéj chusty, opadały pasma siwych włosów. Łagodny szmer powietrza i melancholijną muzykę dzwonów, zagłuszył w uchu Sylwka grad łajań i złorzeczeń..
— Mléko! mléko! — krzyczała kobieta, — gdzie moje mléko, którém wczoraj w garnku za piecem postawiła! Wypiłeś je łotrze, złodzieju, włóczęgo, podrzutku jakiś! Do dna, do ostatka, do kropelki wypił mléko! A nam teraz krupnik postny jeść i tego nawet nędznego posiłku nie ma, którym ja za ostatni grosz przygotowała! Poczekaj! niech ja cię tylko do chaty przyniosę! Będziesz ty miał mléko!
Ramiona jéj i pięści wpijały się w ciało Sylwka, ze zdyszanéj piersi buchał ciężki astmatyczny oddech, oblewający mu twarz duszném gorącem. Pomimo, iż zdawała się dusić prawie, nie puszczała dziecka i szła z nim ścieżkami cmentarza, okrążając mogiły.
W izbie palił się w piecu szeroki ogień; niedaleko pieca leżał stos nierówno porąbanych i ułożonych polan. Anastazya, wszedłszy do izby, postawiła Sylwka na ziemi, a sama upadłszy na zydel, długo i ciężko dyszała. Nie mogąc