Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.

jednak przez chwilę jakąś ani słowa przemówić, ani poruszenia żadnego uczynić, oczami roziskrzonemi piorunowała chłopca, który, przysiadłszy na ziemi, oparł twarz na obu rękach i osłupiałym wzrokiem wpatrzył się w ogień. Gdy odpoczęła już trochę, porwała się z siedzenia, pochwyciła znowu Sylwka i, uniósłszy go z nad ziemi, umieściła na stosie porąbanego drzewa, w postawie klęczącéj.
— Klęcz! — wołała, — klęcz tu przez cały dzień, do wieczora. Wstać nie pozwolę i jeść nie dam! niech ci polana nogi pokaleczą! niech ci brzuch z głodu przepadnie!
Sylwek chciał być posłusznym nie przez łagodne poddanie się woli karcącéj go kobiéty, ale przez trwogę, którą go ona napełniała i mieszającą się z trwogą głuchą złość! Gdyby go miała zabić, nie przemówiłby w téj chwili do niéj ani słowa i nie spojrzałby na nią. Odwracając głowę, uparcie patrzał w ogień, który nawet zaczął go zajmować i bawić. Trwało to jednak krótko. Szczególny piedestał, na którym klęczało dziecię, oblane gorącą łuną płomienia, począł stawać się ruchomym. Polana rozsuwały się pod nim. Nie mówiąc nic, nie odwracając twarzy od ognia, Sylwek usiłował zachować równowagę. Odzież jego była zniszczoną i podartą; ostre szpilki drzewne bez przeszkody wchodziły mu w ciało. Nagle, runęło wszystko, polana rozpadły się we wsze strony, a Sylwek upadł na nie twarzą.
— A żebyś ty wskróś ziemi się zapadł! — krzyknęła Anastazya, — podnieś się mi zaraz i klękaj znowu!
Podniósł się i, milcząc zawzięcie, ukląkł znowu. Kilka kropel krwi ukazała się na policzku jego, zranionym w upadku. Kolana jego, oparte o kanciasty kawał drzewa, drżały; na całéj twarzy pobladłéj, ponuréj, malowała się męka.