Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/038

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle wzrok jogo upadł na dziecko, klęczące wciąż przed ogniem. Stanął i śpiewać przestał.
— A to co? — zapytał. Za co ty, Nastasiu, klęczeć jemu kazałaś? i to na polanie! aj, aj! piękna mnie poduszka, kości przepiłować może! Co zrobiłeś łotrzyku ty? Może swojéj opiekunce i dobrodziejce niegrzecznie odpowiedziałeś. Może, tak jak onegdaj, z żaru kartofle wygrzebałeś i za piecem zjadłeś? cha, cha, cha, cha! sprytny z ciebie łotrzyk!
— Śmiéj się, śmiéj się jeszcze! — zawołała Anastazya ze znacznie jednak mniejszą już, niż wprzódy, złością; — tobie wszystko śmiech a mnie tylko troska i biéda! Mléko mi z garnka wypił podrzutek ten! Wczoraj wypił i z chaty uciekł, na mogiłkach nocował! Jeszcze go tam kiedy na chłodzie nocnym cholera weźmie, z mogiły wylazłszy, i grześć go nam przyjdzie!
— Mléko wypił! — powtórzył Łukasz z namysłem, — aha mléko ci wypił z garnka! znaczy ukradł, znowu ukradł! onegdaj kartofle, wczoraj mléko! źle, bardze źle, Sylwku! Boskie przykazanie: nie kradnij! Nauczyłem cię przecież 10-ciu boskich przykazań! No, mów za pokutę dziesięć boskich przykazań! Jam jest Pan Bóg twój... no, mów dalej!
— Jam jest Pan Bóg twój... — ozwał się głosik dziecinny, w którym łzy drgały. Kolana poranione i policzek, przerżnięty drzazgą, taki ból sprawiały Sylwkowi, że dotychczasowy stoicyzm jego topniał szybko, a oczy szkliły się łzami. Łukasz stał przed nim, z rękami opartemi na kłębach i najsroższym tonem, na jaki zdobyć się mógł cienki głosik jego, do śmiechu jakby stworzony, powtarzał:
— No, mów daléj!
Sylwek recytował dziesięć przykazań tak, jakby spodziewał się, że koniec ich będzie końcem jego męki. Na wyrazie: nie kradnij! Łukasz zatrzymał go.