Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce potém zaszło zdarzenie, które w pamięci jego, a bardziéj jeszcze w uczuciach i myślach, twarde pozostawiło ślady.
Było to w śnieżny wieczór zimowy, nazajutrz po pogrzebie jednego z zamożnych mieszkańców miasta. Łukasz miał pieniądze i wyprawiał bal. Przy świetle jednéj łojówki, palącéj się na stole, i szerokiego ogniska płonącego w piecu, na zydlu i stołkach siedziało kilku mężczyzn w podartych i zbrudzonych siermięgach lub kożuszkach, z ciemnemi, grubemi twarzami. Pili piwo, a zakąsywali razowym chlébem i twardym sérem. Przed ogniem, Anastazya gniewna i ponura, jak bywało zwykle, gdy mąż jéj sprawiał częstunek, zacierała mąkę na kluski i na trójnożku smażyła słoninę. Przy stole rozmowa toczyła się gwarna, lecz spokojna. U Łukasza ludzie jedli i pili, ale nie upijali się nigdy. Nie pozwalała na to blizkość cmentarza, budzącego zawsze pewną cześć, zmieszaną z przestrachem; sprzeciwiał się temu urząd cmentarnego stróża, nadzorowany przez kościelną władzę; nie pozwoliłaby na to przedewszystkiém Anastazya, która, na samo wspomnienie o wódce, i z mężem i z gośćmi obeszłaby się ze zwykłą sobie, a w wybuchach swych straszną, bezwzględnością. Mieszkańcy zresztą ubogiéj dzielnicy miasta, przez kawał pola tylko rozdzielonéj z cmentarzem, zupełnie szczerze twierdzili, iż cmentarnego stróża odwiedzają daleko mniéj dla poczęstunku, który ich tam oczekiwał, jak dla rozumu i pięknéj mowy gospodarza, który kawał świata w życiu swojém zwiedził, wiele ciekawych rzeczy widział, różne pieśni i piosenki śpiewał, a nawet sam je komponować umiał. W zdaniach, które o życiu i ludziach wygłaszał Łukasz, i w piosnkach, które wyśpiewywał, było coś, co głaskało mętne pojęcia