Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

i dla nich samych może tajemne pragnienia i żale ludzi takich, jak brodaty i ponury Ambroży, stróż nocny; stary i siwy Jakób, niegdyś cieśla, dziś tracz; blady i wysmukły Antosiek, parobek ogrodniczy; Janek mularz, nigdy roboty nie mający i t. p. Kędyś tam, na mieście, różnie z nimi bywało, ale tutaj trzeźwi byli i tylko, od czasu do czasu, żarty lub przyśpiewki gospodarza wtrącały ich w wesołość, objawiającą się wybuchem śmiechów i tryumfujących jakby wykrzyków.
W chwili właśnie jednego z takich wybuchów wesołości powszechnéj, otworzyły się drzwi izby i w progu pokazał się człowiek, nikomu z towarzystwa całego nieznany. Był to człowiek niewielkiego wzrostu, szczupły bardzo, w dostatnim, choć prostym, baranim kożuszku, grubém, lecz mocném i do kolan sięgającém, obuwiu i czapce, oszytéj baraniém futrem. Na plecach niósł spory tłómok, a w ramionach podługowatą skrzynię, starannie w płótno i ceratę owiniętą.
Stanął na progu i odezwał się:
— Pokój temu domowi!
Obecni zwrócili się ku niemu twarzami.
— Pokój ludziom prostym i dobrym, weselącym się w niewinności serc swoich! — wyrzekł jeszcze przybyły.
— Dziękujemy! — odpowiedziało parę głosów, a Łukasz zawołał:
— Prosimy do chaty pana podróżnego, prosimy! Na dworze mróz i śnieżyca. Wejdźcie i ogrzejcie się!
Anastazya, z warząchwią w ręku, pożerała oczami i podróżnego, który, ku wielkiemu jéj niezadowoleniu, powiększyć miał grono tych, których ona „objadaczami“ nazywała, i męża swego, który go zapraszał.