Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.

kwiecistym kazaniom, donośnie rozlegającym się pod sklepieniami kościołów.
Szare źrenice Łukasza migotały z wielkiego zadowolenia.
— Tak to, tak, — zaczął; — kiedyś lepiéj będzie na świecie a tymczasem trzeba biédę klepać i zgryzotę, jak można, odpędzać misą, szklanką i dobrym humorem. Kiedy Chrystus Pan pokaże się na obłokach i podzieli ludzi na kozły i barany, kto wié, gdzie człowiek popadnie? Co dziś, to nasze!
— Kozły, mój bracie, — zaczął przybyły, — to pyszni, samoluby, ludzie z twardemi sercami, którzy nic nie czynią dla przybliżenia królestwa niebieskiego ku ziemi, ale owszem oddalają je przez swoje grzeszne rozkosze i zbytki. Barany, moi bracia, czyli wybrani i błogosławieni, to wy, którzy pracujecie w pocie czoła, niesiecie krzyż swój w pokorze, a serca macie niepokalane cudzą krzywdą, i to ja także, który myślą moją, a przedewszystkiém sercem mojém, zobaczyłem wielkie dzieło przyszłości i opowiadam je maluczkim, aby, widząc je, umieli iść ku niemu.
Przy ostatnich wyrazach położył na piersi rękę swą, długą i bladą, a na twarz całą wytrysnęły mu: duma i radość. Przy stole ozwały się znowu westchnienia. Słuchacze uczuwali się wzruszonymi i zarazem zgnębionymi rzuconym na nich potokiem słów, które wydawały się im i bardzo pięknemi i zarazem niezmiernie zadziwiającemi. Jakby dla ulżenia sobie, Antosiek, parobczak ogrodniczy, który młodzieńcze lata swe na wsi przepędził, zapytał:
— A jakież tam urodzaje po wsiach, panie podróżny? czy runie pięknie z jesieni pokazywały? Téj bo zimy chléb zdrożał. Gadają, że, w przeszłym roku, żyto pod wczes-