Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

nemi śniegami wygniło. Nie wiedziéć, jak to na przyszły rok będzie?
— Urodzaje, — odparł podróżny, — nie będą, zdaje się, tak złe na rok przyszły, jak były w roku zeszłym. Runie były bujne, śniegi spadły w porę, na zmarzłą ziemię... i gdzie dobre było gospodarstwo, tam i chléba dosyć będzie. Nieszczęściem, gospodarstwa nie są wszędzie dobre. Więcéj nawet jest złych, jak dobrych. Ludzie nie opanowali jeszcze wszystkich sił natury, nie zawładnęli jeszcze wszystkiemi jéj bogactwami; zresztą, uprawiać rolę, ciężki to mozół, który kiedyś zdjętym będzie z bark ludzkości...
— Jakto! panie podróżny! — zawołał Łukasz, który tak pilnie i ciekawie słuchał, że, wykrzywiając szyję w stronę mówiącego, konchę uszną dłonią w stronę jego zwracał. Jakto, panie podróżny! ludzie uprawiać ziemi nie będą? ani orać, ani siać, ani żąć? A jakże to... samo przez się...
— Nie samo przez się, człowieku dobry, ale przez maszyny, przez rozmaite maszyny, które serca, miłością ludzkości gorejące, wynajdą i wydoskonalą. Maszyny wszystko robić będą... dziś już widzimy początek tego, ale koniec daleki jeszcze, daleki. U końca dzieła, kula ziemska caluteńka przedstawiać będzie widok ogrodu, pełnego zbóż, falujących jakby złote morza, drzew, uginających się pod niezmiernym ciężarem owoców; kwiatów rajskiéj piękności i woni. Pustyni, piasków jałowych, podstępnych trzęsawisk i gruntów źle uprawionych, na całéj powierzchni ziemi na ukłucie szpilką nie zostanie. Nie będzie téż już nigdzie i nigdy, ani skwarów, ani mrozów, ani śnieżycy, ani ulewy, ani posuchy, ani mokroty, lecz nad ziemią zapanuje wieczne ciepło, miarkowane przez powiewy łagodnych wiatrów i ożywczą wilgoć strumieni, czystych jak kryształ, jak sieć