— Czytałem! czytałem wiele w młodości mojéj, — zaczął Kępa, — ale teraz czytam już tylko we własném sercu i przepisuję to, co w niém napisano.
— Oto serce! o to złote serce! które człowieka takim rozumnym robi, że i książki pisać on potrafi! — z emfazą zawołał Łukasz i wnet dodał; — ale czemuż to pan podróżny nie je i łyżkę już położył? czy kluski nie smakują?
— Owszem, owszem, — pośpiesznie odpowiedział gość, — zanadto są smaczne, abym miał prawo jeść ich dużo! Od najwcześniejszego dzieciństwa postanowiłem sobie nie dawać woli łakomstwu i pożądliwościom ciała. Kiedy mi co smakowało bardzo, nie jadłem wcale, albo mało jadłem, a głód zaspakajałem byle czém... Zresztą, dzięki wam ludzie gościnni, głodny już nie jestem...
Że był jeszcze głodnym, świadczyły o tem mimowolne spojrzenia, które rzucał na misę i nad któremi zapanować nie mógł; świadczył téż o tém kawał razowego chleba, który posypywał solą i ze smakiem zjadał. Łukasz zaledwie mógł wierzyć uszom swoim.
— Nie jeść smacznéj strawy, kiedy jest, ej! — z przeproszeniem pana podróżnego, — to wielkie głupstwo. Raz dla tego, że nie zawsze ona jest, więc trzeba korzystać; powtóre:
Oj, głęboka to mogiła,
W któréj leży ludzi siła;
Gdy w nią legniesz grzeszny człecze,
Strawa z misy ci uciecze...
— Cha, cha, cha, cha! — zakończył śmiechem a po chwili dodał: — niechże pan piwka przynajmniéj łyknie po suchym chlebie.
Kępa odmówił.